Opodatkowanie bitcoinów

Wirtualne waluty (w szczególności jedna z nich – bitcoiny) przeżywają swoje wzloty i upadki. Obecnie największą wadą bitcoinów są duże wachania wartości. Ich wycena czasami jest w mocnym trendzie wzrostowym, a innym razem w równie dużym trendzie spadkowym. Nawet gwałtowny wzrost wartości jest problematyczny, ponieważ niweczy podstawową funkcje waluty, czyli dokonywanie zapłaty. Osoba mająca bitcoiny zamiast nimi placić woli wtedy poczekać na zwyżkę wartości. W efekcie mogą stać się przedmiotem spekulacji – jednak spekulacyjny charakter może mieć również obrót tradycyjną walutą, zatem zbytnio nie umniejsza to bitcoinom.

Problem jest jednak kwestia opodatkowania. Ogólnie można przyjąć, że państwa nie traktują bitcoinów na równi z tradycyjną walutą, czy inaczej ujmując – odmawiają im przymiotu waluty. Niektóre kraje wprost zakazały korzystania z bitcoinów, w innych można z nich korzystać, ale w swoistej prawnej nieokreśloności, ponieważ nie wiadomo wtedy czym zatem bitcoiny są skoro nie są walutą. A skoro nie wiadomo czym bitcoiny są to nie wiadomo jak je opodatkować: czy jak obrót towarami, a może jak obrót papierami wartościowymi.

Niemałe wątpliwości w tym zakresie rozwieje za jakiś czas Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie Skatteverket przeciwko Davidowi Hedqvistowi (numer C-264/14). Sednem tej sprawy jest odpowiedź na pytanie o opodatkowanie VATem transakcji polegających na wymianie waluty wirtualnej na walutę tradycyjną i waluty tradycyjnej na walutę wirtualną. W dniu 16.7.2015 rzecznik generalny tego Trybunały uznał, że VATu płacić nie trzeba, co stwarza realną nadzieję, że Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wyrazi podobne stanowisko w swoim orzeczeniu. Na razie trzeba czekać na ostateczny wyrok.

Zanim polecisz dronem zobacz mapę w Google

Dziś w tvn24 podano info (kliknij tutaj, aby przeczytać) o bliskim kontakcie w Warszawie drona i samolotu. Ciekawe czy uda się ustalić tożsamość operatora drona? Można zrozumieć, że ktoś wykonuje lot małym dronem poza zasięgiem swojego wzroku. Choć jest to niedopuszczalne, to jednak  w sytuacji, kiedy dron ma kamerkę i tak większość osób patrzy nie na drona, lecz na odbiornik. Dlatego lepszym rozwiązaniem jest określenie dopuszczalnego pułapu lotu w metrach, tak jak się proponuje w nowelizacji przepisów o dronach.

Zupełnym brakiem wyobraźni jest jednak latanie dronem w sąsiedztwie lotnisk. Może jednak czasami istnieć wątpliwość, gdzie przebiega granica, za którą już można latać. Aby rozwiać niejasności trzeba sprawdzić zakres stref kontrolowanych lotnisk (w skrócie strefa CTR). Choć nie jest to rozwiązanie idealne to najłatwiej zacząć od znalezienia stosownej mapy z zaznaczonymi obszarami w Google (np. wpisując frazę „strefy kontrolowane lotnisk google maps”). Mapa w Google nie jest aktualna, o czym informuje stosowny komunikat. Pozwala jednak zorientować się jak rozległe są to sfery. Zazwyczaj obejmują większe części miast, a nawet całe miasta (zależy od położenia lotniska).

Na marginesie tej sprawy warto rozważyć wprowadzenie ograniczeń technicznych w produkowanych dronach na powszechny rynek – tak aby małym dronem (traktowanym jako zabawka) nie można było latać wszędzie i na każdej wysokości. Realne wydaje się wprowadzenie stosowanych blokad technicznych. Takie blokady są zresztą lepszym rozwiązaniem niż tworzenie surowych wymagać na zostanie operatorem drona.

Rejestracja Administratora Bezpieczeństwa Informacji

Od 1.1.2015 r. obowiązuje nowa regulacja dotycząca Administratora Bezpieczeństwa Informacji (ABI). Upływ kilku miesięcy skłania do przyjrzenia się z jakim odzewem w praktyce spotkały się nowe rozwiązania prawne. Zatem poniżej kilka danych liczbowych. Na dzień 19.7.2015 r. do prowadzonego przez GIODO rejestru ABI:

  • wpisało się 4960 Administratorów Bezpieczeństwa Informacji,
  • na oko zdecydowana większość z ABI reprezentuje podmioty publiczne, typu szkoły, szpitale, gminy,
  • z Wrocławia wpisanych jest 100 ABI (mniej więcej tyle ile z innych miast, zatem w normie), z Warszawy 471 ABI,

Wydaje się, że przedstawione liczby nie są jakieś szczególnie duże, ale tragedii nie ma. Nie jest wykluczone, że w najbliższym czasie nastąpią istotne zmiany w tym zakresie, ponieważ do 30.6.2015 mogli działać ABI powołani pod rządami starych regulacji. Zatem nie jest wykluczony wysyp wniosków o rejestrację – w myśl zasady, że czekamy do ostatniej chwili z rejestracją:)

Chomikuj.pl musi sprawdzać w Google co jest u niego na portalu

Tytuł wpisu nie jest zbyt zgrabny, jednak trafnie opisuje nietypowe sądowe rozstrzygnięcie.

Krakowski sąd orzekł, że firma prowadząca Chomikuj.pl powinna poprzez Google szukać pirackich filmów zamieszczanych przez internautów na portalu chomikuj.pl i je usuwać (tak wyrok Sądu Okręgowego w Krakowie z 27.5.2015 r., sygn. akt IX GC 791/12).

Do tej pory chomikuj.pl mogło trzymać się zasady wyrażonej w art. 15 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną: nie sprawdzać plików użytkowników i poprzestać na reagowaniu na nielegalne treści dopiero po zgłoszeniu im naruszenia. W ocenie Sądu reguła ta nie chroni jednak portalu. Chomikuj.pl nie może ograniczyć się jedynie do oczekiwania na zgłoszenie naruszenia, lecz działać samodzielnie. Innymi słowy, musi bez zgłoszeń zewnętrznych sprawdzać swój portal. Niecodzienność nakazu sądu uwidacznia się też w okoliczności, że chomikuj.pl ma przeszukiwać swój portal nie za pomocą wewnętrznej wyszukiwarki, ale poprzez Google.

Wyrok ten jest nieprawomocny. Może zostać zmieniony przez sąd wyższej instancji, o ile zostanie zaskarżony. Zapewne chomikuj.pl wniesie apelację. Niestety uzasadnienie wyroku nie jest jeszcze publicznie dostępne.

Jeśli jednak ten wyrok utrzyma się, to może zapoczątkować nową linię orzeczniczą, radykalnie zmieniając zakres obowiązków i odpowiedzialności osób tworzących w sieci.

Jakie byłby skutki dla portali, blogów i zwykłych stron internetowych? Krótko mówiąc: bardzo kłopotliwe. Szersza byłaby podstawa odpowiedzialności za treści zamieszczane przez internatów. Chodzi nie tylko o filmy i muzykę, ale też o pisemne komentarze czytelników, ponieważ regulację są takie same w każdym przypadku. Prowadzący strony internetowe musieliby stale monitorować co użytkownicy zamieszczają na ich serwisach i jeśli nie usunęliby kontrowersyjnych treści (nielegalnych lub naruszających czyjeś dobra osobiste), to ponosiliby odpowiedzialność za cudze komentarze.

Trzykrotne wynagrodzenie za naruszenie praw autorskich

Dotychczas osoby naruszające autorskie prawa majątkowe musiały liczyć się z koniecznością zapłaty trzykrotności rynkowego wynagrodzenia za nielegalne korzystanie z utworu. Trybunał Konstytucyjny orzekł jednak , że taka regulacja  jest niezgodna z Konstytucją RP (wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 23.6.2015, sygn. akt SK 32/14). W efekcie reguła ta zostanie wyeliminowana z porządku prawnego. Szkoda. Utrudni to twórcom dochodzenie roszczeń. Odszkodowania będą też znaczne niższe.

Nie polemizuję w tym miejscu z kierunkiem rozstrzygnięcia, zwłaszcza że nie ma jeszcze pisemnego uzasadnienia tego wyroku. Jednak trudno byłoby podważyć twierdzenie, że prawo do potrójnego wynagrodzenia jest oderwane od rzeczywistej wartości szkody. Pomimo to, wydaje się, że szczególne względy przemawiają za specjalną ochroną twórców, w tym za funkcjonowaniem takiego uprawnienia jak zlikwidowane.

Paradoksem jest, że analizowana zasada została usunięta w obecnych („internetowych”) czasach, kiedy z niezwykłą łatwością można dokonać naruszeń na masową skalę. Dawniej niewątpliwie również naruszano prawa autorskie. Wtedy jednak prostsze było ustalenie kto się dopuścił naruszenia, jak też samo naruszenie nie miało często szerokiego zasięgu. Dziś jest inaczej. Naruszenie prawa autorskiego w Internecie może potencjalnie wywoływać skutki na całym świecie.

Choć można twierdzić, że największe korzyści ze zlikwidowanej reguły odnosili nie twórcy, lecz komercyjne podmioty, które nabyły prawa majątkowe od twórców, to jednak najdotkliwiej likwidacja reguły potrójnego wynagrodzenia może dotknąć twórców. Wielkie komercyjne podmioty zapewne poradzą sobie bez tego ułatwienia. Nie można tego powiedzieć już o samych twórcach, którym prawa też są przecież nierzadko bezpośrednio naruszane. Może dojść do tego, że w przypadku niewielkich naruszeń twórcom nie będzie opłacało się dochodzić roszczeń, zwłaszcza na drodze sądowej. Roszczenia komercyjnych podmiotów są zazwyczaj na tyle duże, że ewentualne trudy ich dochodzenia zostaną zrekompensowane „wygraną”. Inaczej może być w przypadku niewielkich roszczeń twórców.

Wyrok ma jeszcze jeden ciekawy wątek. W sprawie, którą zajmował się Trybunał Konstytucyjny chodziło o zawinione naruszenie praw autorskich, czyli – w uproszczeniu ujmując – kiedy naruszający miał wiedzę, że jego działania naruszają czyjeś prawa autorskie, ale i tak to robił. Wtedy przysługiwało potrójne wynagrodzenie. W pozostałych przypadkach (czyli inne niż zawinione) uprawnione jest żądanie dwukrotności wynagrodzenia. Ale Trybunał nie analizował tej dwukrotności i ta kwestia nie jest objęta wyrokiem. Dlatego na razie pozostaje dwukrotność wynagrodzenia przy naruszeniach niezawinionych.

Rodzi się zatem pytanie: jak teraz ustalić wysokość odszkodowania za naruszenie zawinione? Jeśli miałoby być niższe niż dwukrotne wynagrodzenia, to doszłoby do absurdu, ponieważ wtedy osoba celowo naruszająca prawo autorskie płaciłaby niższe odszkodowanie niż nieświadomie łamiący prawo.